powolne odbieranie wygranej w totolotka

Jedynym powodem pisania jest u mnie zawsze chęć zatrzymania życia, ustrzeżenia go przed zgubą i zniszczeniem. Przemijanie bez śladu napełnia mnie przerażeniem.
Zofia Nałkowska

Miniony łykend był sumą małych i za razem cholernie znaczących chwil.
Byli ludzie i była samotność. To wszystko nasączone niezmierzonym szczęściem.

Nie gram w totolotka.
Kiedyś pomyślałem sobie, że gdybym miał wybierać pomiędzy bogactwem wygranym na loterii, a ludźmi, których kocham i spędzonymi wspólnie chwilami (przygodami), to wybrałbym to drugie. Wynika z tego, że odbieram swoją wygraną w niewielkich ratach, po to, żeby starczyła na całe życie.

 

Piątek

Odbyła się kolejna edycja Nocnego Wycia Wilków. To był odcinek s02e02 :-)
Nie potrafię się nadziwić, że jest możliwe skupić w jednym miejscu tak niezwykłych ludzi… że jest pewna, niewidzialna więź, której nikt nie próbuje przerwać, bo po co niszczyć coś niezwykłego.
Mógłbym tu wymyślać, że wspólna pasja, że rower, ale znam masę jeżdżących ludzi, kochających rowery i nie są ze sobą zespoleni jak pewna, ‚tajna grupa’.
Każdy z nas ma świadomość, że być może nie będzie trwało to wieczność, ale jest teraz, więc czemu w tym nie być?

Wyprawa, która odbyła się w piątek, była naszą ulubioną formą podróżowania.
Najpierw pociąg, w którym rodzi się ogromna ilość słów, połączonych ze sobą w sposób dający potężną radość.
Byliśmy w takich nastrojach, że konduktor musiał przyjść z drugiego końca pociągu, żeby przypomnieć nam, że jesteśmy na stacji docelowej.
Był wkurzony, że nieodpowiedzialnie wstrzymujemy pociąg. Ale jak zobaczył wesołą bandę wariatów, jego groźne nastawienie skruszało. W końcu 3 minutowe opóźnienie PKP nie jest tym, niechlubnym rekordem.

200

201

202

203

204

205

206

207

208

209

210

211

KLIKNIJ NA MAPĘ >>>

52

 

Sobota

Po nocnym rowerowaniu, wstałem rano bez żadnego nastawienia. Miałem jakiś ogólny szkic tego, w jaki sposób zarządzę czasem, ale pozwoliłem sobie na popłynięcie z nurtem. Nie walczyłem z niczym. Obowiązki i zew przygody ułożyłem w logicznej kolejności… być może tylko dla mnie logicznej.
Jakkolwiek było, pomyślałem, że niezobowiązująca wyprawa motocyklowa będzie dobrym początkiem dnia.
Nauczyłem się żyć w taki sposób, że jeśli jest możliwość wejścia w dobry czas, to trzeba w niego wchodzić, bo nie wiadomo, czy takie drzwi jeszcze kiedyś się otworzą.
Szybko utkałem na mapie ślad wyprawy, poprosiłem kochanego BOGA, żeby zrobił sobie przerwę i usiadł ze mną na motocyklu, po czym razem pojechaliśmy wypełnić się pozytywnymi obrazami, zapachami, dźwiękami… uczuciami.

Jazdę rozpocząłem od bardzo delikatnego offu. Dla mnie był to  hardcore, bo z lekcji offu oblałem wszystkie egzaminy. Niemniej, ostrożnie przetoczyłem się przez wątpliwe rewiry.

220

221

222

223

224

225

Lubię jeździć do ruin w Bodzentynie. Siedząc na ławce w cieniu, popijając produkt bogatego koncernu, mogę kontemplować taki widok.

226

W Nowej Słupi odwiedziłem Pielgrzyma Świętokrzyskiego, który niestrudzenie wspina się w kierunku klasztoru na Świętym Krzyżu.
Nie użyczyłem mu motocykla, bo mógłby w kilka minut załatwić koniec świata… wybaczył mi skąpstwo.

227

Selfie z Emerykiem

228

… look na okolicę i powrót do domu

229

KLIKNIJ NA MAPĘ >>>

52

 

Niedziela

Zależało mi na oderwaniu młodzieży od monitorów komputerowych i przećwiczenia ich umiejętności jeździeckich po lesie.
Nie jest to prosta sprawa, bo młodzież to niezłe cwaniaczki i za darmochę, to po lesie jeździć mogę sobie sam.
Cena przerwania komputerowej pępowiny, to wizyta w McDonaldzie, dwa batony czekoladowe i wygłupy w parku linowym.

240

241

242

243

244

245

Las…. mój świat!

246

247

248

249

250

251

Błotko to dodatkowa robota dla rowerzysty. Były podejmowane próby renegocjowania ceny, ale w tym miejsca ja rządziłem, więc próby spełzły na niczym :-)

252

253

Niestety… park linowy był jeszcze nieczynny. Jak się spodziewałem, został wzniecony młodzieżowy bunt.

W okolicach parku linowego spotkaliśmy ładną część tajnej grupy rowerowej.

254

 

Zanim wróciliśmy do domu, Miko otrzymał zadanie, z którego wywiązał się znakomicie.
Mieliśmy 15 km do domu, które musiał przejechać sam. Ja byłem tylko cieniem. Początkowo wpadł w panikę, odgrażał się, że będziemy jechać tydzień i takie tam. Byłem cieniem, więc nie brałem udziału w jego monologu.
Miko początkowo kluczył, zbierał informacje o otoczeniu. Intuicyjnie zachowywał survivalową zasadę STOP. Trochę marnował czas na skrzyżowaniach i ruchliwych przejściach dla pieszych, ale uznałem to za kalibrowanie zaufania do uczestników ruchu na drodze, a przede wszystkim do siebie.

KLIKNIJ NA MAPĘ >>>

52