Lubię kiedy marzenia się spełniają.
Oczywiście, marzenia same z siebie raczej się nie spełniają. Trzeba im pomóc, co jest dodatkowo przyjemnym zajęciem.
Pomaganie marzeniom by się spełniały – brzmi fenomenalnie. Nawet jak się nie spełnią, to i tak jest pięknie.
Marzenie, o którym tak sobie teraz piszę, to desant tajnej załogi w Kazimierzu Dolnym. To marzenie akurat się spełniło, więc radość była podwójna.
Jako królik doświadczalny w dziedzinie przyjmowania spełnionych marzeń informuję, że podwójna radość jest fajna… lepsza od pojedynczej, której z zasady nic nie brakuje. Ale podwójna ma swoisty wymiar i łapanie jej ładuje duszę mocą.
Kazimierz Dolny, jak i nieopodal leżący Mięćmierz, jest dla mnie składową wielu sentymentów. Lubię tam karmić się klimatem, a podczas tej wyprawy, miałem szczęście dzielić się tym z odpowiednimi ludźmi.
Tak naprawdę, przygodę swoją zaczęliśmy już w Kielcach.
Umówiliśmy się, że jedyna zasada jaka nas dotyczy, to brak zasad.
Był to luz w pełnym tego słowa znaczeniu.
Wylądowaliśmy w Puławach i z tego miejsca, naszym środkiem transportu, jak i nośnikiem sporej przyjemności, był rower.
To była końcówka marca. Słoneczna pogoda była specjalnie zamówiona.
Dalej już nic nie piszę, bo zdjęcia same opowiedzą tę historię :-)
(zdjęcia robiła cała ekipa)
Na koniec kapliczka tej krótkiej wycieczki i ślad trasy.
KLIKNIJ NA MAPĘ >>>
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.