Mój niespokojny duch zaproponował kolejny wypad – Dookoła Polski.
Nie mam konkretnej daty. Chciałbym, aby rzecz wydarzyła się w 2012 r. Musi być spełnionych kilka warunków – rodzina, praca, okoliczności.
Niemniej, szykuję się na tę akcję.
Na ścianie zawisła mapa z wyznaczoną trasą.
Mapa mazurskiego skoku wisiała 2 lata. Mam nadzieję, że ta będzie wisieć krócej.
Statystycznie wygląda to tak, że odcinek do przejechania wynosi 4116 km tj. 12 dni. Ja zakładam 14 ze względu na przedłużenie pobytu w miejscach fajniejszych.
Niektórzy ten odcinek robią na pieszo (4÷5 miesięcy), rowerem (30÷50 dni), pociągiem od 3 dni i pojazdami spalinowymi.
Większość okrąża Polskę zgodnie ze wskazówkami zegara. Ja zrobię to na odwrót. Planuję spotkać podobnych wariatów na trasie i zebrać od nich świeże informacje na temat tej trasy, miejsc wartych zobaczenia.
Przejazd odbędę samochodem. Fajniej byłoby motocyklem, ale denerwowałoby mnie to pilnowanie sprzętu w momencie oddalenia. Poza tym, w samochodzie mam gotowy nocleg, a zwinięcie obozu trwa tyle co włożenie kluczyka do stacyjki.
Jeśli chodzi o posiłki, to zamierzam rano jeść kanapki + zielonka, obiady tylko regionalne w knajpach i kolacja: zielonka + regionalny browar ;-)
Noclegi, jak już pisałem: w samochodzie, na dziko. Biorę ze sobą namiot, ale nie nastawiam się na rozbijanie. Planuję też nocleg na plaży, nad morzem i na Otrycie w Chacie Socjologa.
Koszt: 1600 zł (paliwo) + 700 zł żer i inne wydatki.
Pobudki planuję ok. 6:00 rano. Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje ;-) A poważnie chodzi o to, żeby nie gonić bez sensu, tylko wyssać z tej przygody maksimum.
Cel tej wyprawy: poznać miejsca, które zawsze chciałem zobaczyć. Na ostrą radochę nastawiam się podczas przejazdu po wschodniej granicy.
Wyznaczając trasę kierowałem się możliwie bliskim sąsiedztwem granicy. Na długie zimowe wieczory zostawiłem sobie zaplanowanie tej całej przygody w szczegółach. Nie jest powiedziane, że nie odbiję lokalnie w głąb kraju z powodu atrakcji, obok której nie można obojętnie przejechać.
Towarzyszyć mi będzie moja poczciwa lustrzanka i kamera.
Chciałbym zrobić kilka reportów, o których napiszę później.
Będzie też film, a być może dwa, ale o tym też później.
Jeśli chodzi o sprzęt. Zabieram swój wypróbowany zestaw podróżniczy, z pewną różnicą.
Butlę propan-butan zamieniłem na coś takiego…
Szmiel 4 (Szmel, to chyba nietrafione tłumaczenie), lub jak kto woli prymus.
Produkcja: wczesne lata 80, XX w. Można rzec, że zabytek. Myśl radzieckich inżynierów działa na benzynę, która jest dostępna praktycznie na całym świecie i o każdej porze.
Dawniej, używał czegoś takiego mój tata. To był Szmiel (chyba wersja 2). Pamiętam, był w kolorze czerwonym. Przekazał go mnie. Używałem go jeszcze jakieś trzy lata. Gotowałem na nim kisiel, bo na to było mnie stać jak namiotowałem w okolicach Kazimierza. Potem ktoś pożyczył Szmiela i tyle go widziałem.
Szmiel 4 zakupiłem na allegro na 100 zł. Były i za 25 zł ale używane i w wątpliwym stanie. 0,5 litra wody gotuje w 3÷4 min.
Czy może wybuchnąć?
– A butla z gazem nie może? :-)
W weekend zainicjuję pierwszy rozpał.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.