Kiedyś wyrzygam takie słowa, które utopią mnie w swoim sensie.
Gdy zacznę czytać pierwszy wers, napadnie mnie tysiące skojarzeń, ale ja wybiorę tylko jedno, to właściwe. Ono poprowadzi mnie w bezkresną głębię.
Gdy przeczytam kolejny wers, zetrze on złudzenie o tym, że tego się spodziewałem.
Czytając kolejne wersy, nabiorę prędkości w swej niewiedzy o tym co jest za zakrętem.
W połowie tekstu przestanę walczyć i poddam się znaczeniom, które będę odkrywał.
A kiedy przeczytam ostatnie słowo, poczuję się jak porzucone dziecko.
Poczuję pragnienie, którego nigdy nie ukoję.