Będąc dzieciakiem wysłuchiwałem takich stwierdzeń:
– ojejej… jaki ty jesteś duży. Boże… jak ten czas szybko leci…
Chętnie bym i ja tak ponarzekał, ale z natury staram się być tym, który nie narzeka.
Cóż… faktem jest, że czas leci jak wózki na Colinie (cyt. Borixon), i tylko dane jest mi doświadczać go poprzez uroczystości moich maleństw.
Impreza urodzinowa zaczęła się z delikatnym (1 miesiąc) poślizgiem. Trzeba było zgrać towarzystwo, które w obecnych czasach zaganiane jest jak małe odrzutowce.
Kiedy Naszka będzie świadoma wielkiego dnia, organizacja imprez, będzie musiała przebiegać bardziej precyzyjnie :-)
fot. ostanie szlify pysznego dzieła mojej ukochanej.
ot. Szwagier/Chrzestny podpalił fajerwerki i zabrzmiało chóralne ‚sto lat’…
fot. potem nastąpiło pierwsze w życiu gaszenie pożaru… brat trochę pomógł ;-)
fot. ćwiartowanie słodkiego wzgórza i odbiór prezentów…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.