Znów myślę o fotografii.
O twarzach, których nie sfotografowałem.
Cud ukryty w cieniu, czekający na muśnięcie światłem.
Nieczęsto mi się to zdarza… właściwie, zbyt rzadko…
Nie tracę zdolności widzenia. Ta umiejętność ciągle się rozwija i krzyczy. Spiera się z każdym dniem codzienności.
Nadeszła jesień, więc zaczynam gubić szablon… zrzucam go z siebie jak wąż niepotrzebną skórę.
Odgarniam kurz z pozostawionych niegdyś śladów.
Dłonie formują z przestrzeni znajome kształty… pamiętają.
I w tym wszystkim się lekko zanurzam… tak na kilka chwil.