świąteczny wypad

Starczy tego żarcia…

Święta przeleciały nam jak trzask batem.
Były spotkania z jedną rodziną i drugą, piwno-ogniskowe spotkania z przyjaciółmi i wirtualne spotkania na poligonie wojennym Call of duty… z Młodym jesteśmy fanatykami tej gry (trochę w święta nie przystoi grać w takie rąbaniny… jest nam wstyd).
Tak, czy siak, trzeba było z tym wszystkim zerwać i rzucić się w ramiona matki natury.
Trochę się czuję osamotniony w swoich podbojach świata (osobiście mnie to nie przeszkadza, ale miło jest czasem się do kogoś odezwać:-). Moja ukochana nie chce uczestniczyć w moich wygłupach, a Ci, którzy towarzyszyli mi w drodze, orają gdzieś na wyspach, lub czasowo zamienili sprzęt trekkingowy na walkę z pieluchami.
Postanowiłem stworzyć takiego towarzysza drogi.
Ziarno zasiałem już wcześniej, a teraz zaczyna się okres wzmożonej pielęgnacji.
Młody dostał na szóste urodziny nowego bika. Doszliśmy do wniosku, że trzeba go lekko przetestować.
Ruszyliśmy na poobiednią wycieczkę w koprzywnickie lasy. Młody, ja i mój najmłodszy szwagier – Łukasz.

110

Po 4 km dojechaliśmy do schodów prowadzących donikąd.

111

Łukasz ćwiczy fikanie salt i innych koziołków więc takie schody to właściwe miejsce do testowania nabytych umiejętności.

112

Kolejny etap wycieczki zakończył się na hałdach białego piachu… pozostałość po odkrywkowej kopalni siarki. Hałdy mają wysokość ok. 17 m (wysokość bloku pięciopiętrowego). Nie udało mi się dziecka utrzymać w ryzach… musiał wybrać najtrudniejszy szlak wspinaczkowy…

113

… by zaraz rzucić się w czeluść.

114

Statystyka:
odcinek – 10,2 km
czas – 2:30 godz.
uwagi: w drodze powrotnej (na 6 km wycieczki), małe nogi odmówiły posłuszeństwa. Oczywiście musiałem obiecać, że pograją dziś godzinkę na komputerze, i że im więcej robimy nieuzasadnionych odpoczynków, tym tego czasu jest coraz mniej. Po tak złożonej przeze mnie deklaracji, małe nogi zamieniały ruch obrotowy w posuwisto zwrotny… bez odpoczynku… i jeszcze przez ponad 4 km. ;-)