święta kasia

Ostatnio w świętokrzyskim są dwa rodzaje pogody. Jest deszczowo i bardzo deszczowo.

Jako, że w sobotę miałem z rana tylko dwie godzinki na swoje dziwactwa, postanowiłem wykorzystać tylko deszczową pogodę na foto-podróż.
Chwyciłem za kierę mojego alu-rumaka i pognałem do Świętej Kaśki.
Jak się okazało, na miejscu nie było wiele atrakcji. Każdy, kto tu przybędzie, traktuje to miejsce jako bazę wypadową w góry świętokrzyskie.
Chociaż są w miasteczku miejsca warte obejrzenia: muzeum, klasztor i takie tam… turystyczno-familijny staff.
Ja postanowiłem obejrzeć próg Świętokrzyskiego Parku Narodowego… to coś, do czego od dawna mnie ciągnie.

100

U wrót Świętokrzyskiego Parku wybija źródełko św. Franciszka. To dobre miejsce by wybudować kapliczkę i dlatego ktoś ją wybudował, nazywając nie inaczej jak kapliczka św. Franciszka.
Woda ze źródełka podobno ma lecznicze właściwości. W ciągu dnia przybywają pielgrzymki mieszkańców okolicznych miejscowości i pobierają hektolitry cudownej wody.

101

W źródełku odnotowałem obecność żabci… nawet specjalnie wybudowano dla niej lożę, rodzaj schronienia.

102

– panie… moja znajoma piła tę wodę z miodem i nerki wyleczyła – zachwala okoliczny pielgrzym – ja też mam chore nerki. Nie wierzę w te cudowne właściwości ale piję panie… a poza tym, kiedyś czajnik wymieniałem co dwa miesiące. A teraz to czajnik mam pół roku… eeee co ja gadam… cztery lata panie mam czajnik i nie ma w nim grama kamienia.
– a wiem pan, że żaba pływa z tym źródełku? – uświadomiłem przybysza o katastrofie ekologicznej uzdrowiskowej wody.
– eeee… panie…. przecież żaby nie są trujące… zresztą ona tam jest od zawsze… odkąd pamiętam.

Skoro żaba cierpi na długowieczność i ja postanowiłem zarazić się tą samą chorobą ;-)

103

Uzupełniłem płyny z życiodajnego wodotrysku i przywitałem kolejnych przybyszy. Ubrani w gore-texy od razu przykuli moją ciekawość.

– skąd państwo idziecie?
– jesteśmy z Opla i idziemy na Łysicę czerwonym szlakiem.
– fajny spacer…
– he, he… potem wracamy niebieskim szlakiem, więc dziś zrobimy 40 km… istotnie fajny spacer :-)

Pogadaliśmy jeszcze ze 20 minut.
Z rozmowy dowiedziałem się, że wiele lat temu, ci ludzie, postanowili, że każdy weekend spędzą poza domem. Uprawiają przede wszystkim kolarstwo górskie, windsurfing i narciarstwo. Lecz kiedy pogoda jest nijaka witają się z górami. Mają syna i córkę. Młodzi ostro trenują do trancarpatia dlatego dziś na czerwonym szlaku są sami.
Słuchałem ich i zazdrościłem. Też tak chcę. Przekonanie mojego ukochanego człowieka do takiego stylu życia, będzie wyczynem porównywalnym ze zdobyciem kilku ośmiotysięczników.

Na pożegnanie wymieniliśmy się zdjęciami i kążdy podążył w swoją stronę. Ja do domu, a oni przetrzeć kolejny szlak.

104