kazimierz dolny

Weekend…

Mój tata był w Kazimierzu od dwóch tygodni pod namiotem, toteż pomyślałem, że zabiorę Młodego i dołączymy do niego. (jaki piękny rym ;-) )

114

Dojechaliśmy wieczorkiem. Wysiedliśmy z samochodu i przywitało nas pierdylion zadowolonych komarów. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. Kiedy z Młodym załatwialiśmy potrzebę fizjologiczną, czułem, że podczas tej krótkiej czynności straciłem litr krwi.

Do Kazimierza, a właściwie do Mięćmierza (Męćmierza) przybywam min. dwa razy w roku. Tam spędziłem wakacyjne dzieciństwo, tam ukształtowałem osobowość.
Zawsze kiedy tam zajeżdżam, witam się z okolicą poprzez wejście na górę Albrechtówkę i nasycenie wzroku widokiem tego miejsca, wciągnięcie przez nozdrza wszystkich zapachów. W tych zapachach jest Wisła, która nigdzie tak intensywnie nie pachnie (nie mylić ze smrodem), stare domy nasączone impregnatem, pola ze skoszoną trawą, krowy pachnące mlekiem, łuski ryb schnące w słońcu na dnie łodzi flisackich i zioła.

104

 

103

Ze względu na komary wiedziałem, że długo nie zagrzejemy tu miejsca.
Ranek zaczęliśmy od smażonej rybki z widokiem na Wisłę i zamek w Janowcu.

105

Gościny użyczył nam Marian Gryta. Malarz, rzeźbiarz, a ostatnio twórca drewnianych łodzi dwukadłubowych ‚kataMiarianów’

108

Po śniadanku wyruszyliśmy na spacer ścieżkami i drogami przesiąkniętymi wspomnieniami.

106 107

Potem dotarliśmy do głównego i jedynego skrzyżowania w Mięćmierzu. Tam mogliśmy podziwiać ‚galerię na płocie’. Autorem galerii jest Rudolf Buchalik – architekt i artysta plastyk.

109 110

‚Galeria na płocie’ przedstawia portrety rdzennych mieszkańców Mięćmierza. Osób, które mieszkają jeszcze w wiosce, które się wyprowadziły z jakichś powodów i ludzi, których juz nie ma wśród nas.
Przypominam sobie jak Rudolf te prace przygotowywał. Pierwsze portrety powstały w latach siedemdziesiątych. Po ponad trzydziestu latach portrety ujrzał świat.

111 113

na zdj. już nieżyjący Mieczysław Matysiak. Od niego dostawaliśmy gołębie na rosół w 1980 r. kiedy z tatą byłem pod namiotem.

112

na zdj. także nieżyjący Bolek Adamczyk – flisak, który zawsze pożyczał mi łódź pychówkę i wiosło.

Przed wieczorem, by uniknąć kolacji z komarami, gdzie głównym daniem bylibyśmy my, uciekliśmy do Kazimierza.
To miasteczko ewoluuje. I dobrze i źle. Źle dla tych, którzy pamiętają to miejsce innym. Teraz są jakieś ogródki piwne, czarownice nijak się nie kojarzące z tym miejscem i obrazy na których już nie ma kazimierskiego pejzażu tylko kwiaty. Setki obrazów z kwiatami.

115

Lecz zostało w tym miejscu coś z tamtych lat. Pchli targ z mnóstwem zabytkowych śmieci.

116

I cyganki wyłudzające od turystów pieniądze za wróżby które się nigdy nie spełnią… szkoda ;-)

117