Myśli…
Co dzień do mej głowy przychodzi paczka od Boga pełna myśli
Odkładam ją gdzieś na bok i pozwalam zniknąć pod grubą warstwą kurzu.
Cóż za marnotrawstwo…
A może te myśli uratowały by komuś życie?
Może mojemu synkowi, żonie, rodzinie… tobie nieznajomy czytelniku tego bloga?
Może te myśli wypisane na murze uratowały by świat?
Nie zapisuję ich… pozwalam im umrzeć.
Podążam drogą zwykłego śmiertelnika… jednego z wielu tu na Ziemi.
Myśli są jak choroba, na którą nikt nie wypisze ci zwolnienia.
Masz być kołem zębatym w maszynie, masz orać, masz być masą.
Masz być trupem.
Wybacz mi Panie, że nie zauważam już zachodów słońca.
Że pozwalam by ptasi głos rozbijał się o betonową ścianę.
Że kwiaty utraciły swój zapach.
Że ludzkie łzy są tylko procesem oczyszczania spojówek oczu.
Jutro dostanę kolejną przesyłkę. I jak co dzień pozwolę jej zgnić.
Lecz kiedyś skończą się Bogu znaczki pocztowe.
Listonosz już nie zapuka do mej głowy.