Rodzinny piknik… Raz na rok, zarząd firmy, w której pracuję składa podziękowanie członkom rodzin pracowników.
W budownictwie tak jest, że inżynier pracuje 24 godziny na dobę. Zwłaszcza konstruktorzy… oni nie potrafią oddzielić życia zawodowego od prywatnego. Nie da się wyłączyć umysłu po 15:00. Firma to docenia i dziękując prosi o wyrozumiałość drugie połówki poprzez właśnie takie spotkania. Podoba mi się w mojej firmie to, że nikt nie idzie po łebkach. Jak ktoś coś robi to po całości. I tak było z piknikiem rodzinnym. Konkursy, zabawy, wyżera i płyny wszelkie na full.
Nasz pobyt na pikniku zaczęliśmy od ujeżdżenia wynalazku pana Dean Kamen. O elektryczny rydwanie (segway) obejrzałem film. Jestem pełen podziwu dla Deana.
Na pikniku udawałem, że pierwszy raz widzę to urządzenie, i że zaraz wyląduję na ryju trzymając w rękach manetki kierownicy :-)
Historia tego rydwanu przyszłości jest długa i ciekawa. Urządzenie jest na tyle sprytne, że wyłącza błędnik. System żyroskopowy w segway-u utrzymuje człowiek w ciągłej równowadze.
Po 10 minutach szarżowania schodząc z tej piekielnej machiny ponownie uruchomił się błędnik i było dziwnie. Przez pierwszą minutę miałem wrażenie jakbym chodził w sztormowy dzień po pokładzie statku.
Podczas posiłku składającego się z grillowych dań organizatorzy rozpoczęli pierwszy konkurs pt. ‚muzyka filmowa’. Oczywiście wygrałem :-) Tysiące obejrzanych filmów nie poszło na marne. ;-).
Nagrodą była koszulka i jakieś cukierki.
Po posiłku przenieśliśmy się do namiotu gdzie odbywała się część artystyczna skierowana do małych uczestników pikniku. Tatusiowie na scenie występowali przed dziećmi jako obiekt pośmiewiska… do twarzy mi w roli błazna :-)
Dalsza część występów była skierowana do tatusiowej części uczestników ;-)
Kto chciał mógł dalej oglądać występy, a kto nie, mógł doświadczyć zastrzyku adrenaliny. Były ściany wspinaczkowe, chodzenie po drzewach i euro bungy.
Na pierwszy ogień poszedł Miko.
Tak przerażonego gościa już dawno nie widziałem.
Drugi w kolejce byłam ja :-)
Rozkręceni na maksa zaliczyliśmy rodeo.
Kolejna lekcja patriotyzmu. Strzelać każdy musi umieć… każdy.
Młody trafił w obszar, w którym znajdował się cel ;-), Edi zestrzeliła pachołka ja dwa…
Delikatny komentarz do zdjęcia.
Nosiłem balonowego pieska. Dostałem broń do ręki. Balonowy piesek wylądował między moimi nogami i jakoś, niefortunnie rozwiązał mu się pyszczek no i na zdjęciu wyszedłem jak wyszedłem.
Kolejny dzień spędziliśmy w warszawskim zoo.
Czerwona strzałka wskazuje na lwa, który spał.
Choć największą atrakcją tego zoo są małpy. Taka jest przynajmniej moja opinia.
Oglądając je w klatkach właściwie widzieliśmy tam siebie. Taka jest przynajmniej moja opinia ;-)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.