zalejowa

Znowu przymusowy urlop… znowu piękny dzień za oknem… znowu tylko ja, rower, droga.
W uszach Gustawo Santaolalla.
Dostałem od kumpla namiar na fajną górkę do zdobycia. ‚Zelejowa’… cokolwiek to znaczy. Głównie chodziło mi o to by było trochę uphill. I był… Na górę ‚Patrol’ nie dało się wjechać. Pierwszy raz mnie góra pokonała. I to już przy podstawie.

201

Potem piękny zjazd. Niebieski szlak, czarny szlak… aż wreszcie mnie trafił szlag bo się zgubiłem i przedzierałem się wzdłuż siódemki po jakichś piekielnych bagnach. ehh…
Potem odnalazłem czerwony szlak, a ten poprowadził mnie na Zelejową. Zelejowa to druga góra, która mnie dziś pokonała… także u swej podstawy. Choć jest swoista. Zmusiła mnie bym targał rower na plecach przez pół kilometra. Raz ja na rowerze innym razem rower na mnie. Taki układ :-)
Warto było urządzić sobie taką wspinaczkę. Nagrodą okazał się piękny widok i satysfakcja.

202203

Na szczycie minął mnie starszy koleś, trekkingowiec, ubrany w nowoczesny ciuch w stylu oldschool. Miał ze sobą porządną lustrzankę (nikon D60) ;-). Przywitał mnie z uśmiechem i krótkim wspomnieniem, że on też kiedyś tu wtachał rower :-)
Potem zejście niestety z rowerem na plerach do miejsca upamiętniającego życie gen. Mariusza Zaruskiego. Nigdy o nim nie słyszałem aż do dzisiejszego dnia. Na google dowiedziałem się o jego ciekawym życiu.

204 205

Dalej to już powrót do domu… nie bawiłem się w szlaki. Wspinaczka z rowerem zrobiła swoje. W domu szybki odczyt z urządzeń pomiarowych.
Dystans: 51 km, czas jazdy: 3:30 (styd), spalono: 2700 kcal.